sobota, 13 września 2014

Kopenhaga zdobyta!

Hej! Dziś obiecana relacja z ubiegłego tygodnia i nie tylko! 

W zeszłą sobotę po raz pierwszy odwiedziłam Kopenhagę - a to wszystko dzięki życzliwości Agi i Kjetila. Aga studiuje ze mną, ale teraz jest ze swoim chłopakiem Norwegiem <3 na Erasmusie na København Universitet.


Mieszkają sobie razem w przecudownym mieszkanku prawie w samym centrum. Wybrałam się tam zatem na za dużym rowerze, z przerażeniem obserwując zatłoczone ulice Kopenhagi i mijających mnie z prędkością światła innych uczestników ruchu drogowego.
Jeśli jeszcze tego nie wiecie, Dania jest po prostu rajem dla rowerzystów. Przy każdej ulicy jest pas dla rowerów, oddzielne światła i specjalny system skręcania w lewo. Rower można kupić używany, nawet za 500 koron, na jednej z tysiąca fejsbukowych grup. Parkingi rowerowe? No cóż, istnieją...ale cóż zrobić, kiedy wszystkie miejsca są zajęte? Stawia się rower pod blokiem i zapina tylne koło. I wystarczy.
Trzeba się tylko przyzwyczaić, że Duńczycy jeżdżą jak wariaci :)


Tutaj H.C.Andersen patrzy sobie na Tivoli, czyli najsłynniejszy duński park rozrywki:


Na koniec dnia - "hyggelig aften" przy filmie i herbacie :)

Rano spotkałam się z Anią, również z mojego roku, obecnie również na Erasmusie. Pokazała mi swój uroczy pokój w mieszkaniu studenckim, które wynajmuje z ludźmi z 5 różnych krajów. Naprawdę niesamowita atmosfera :)


Z Anią poszłam na mszę do polskiego kościoła (był pełny! ale nie ma się co dziwić, w końcu Polacy to bodaj najliczniejsza grupa imigracyjna w Danii...), a potem jej współlokator z Singapuru pożyczył nam rower i pojechałyśmy zwiedzać. Zostałam zaprowadzona do Christianii - bardzo ciekawej dzielnicy Kopenhagi (a właściwie już miasta w mieście), gdzie można kupić wszystko, od płyt za 5 koron, przez orientalne, nietypowe i/lub ręcznie robione ubrania, po wszelkiego rodzaju zioło i inne używki. Można tu robić wszytko, poza zdjęciami (ale tylko na Pusher Street, tam mogą Ci zwyczajnie zabrać aparat, ewentualnie pobić i zabrać inne przydatne przedmioty :D). Można na przykład spotkać Pana, który mieszka w łódce i zaprasza Cię do porozmawiania ze świętą krową Nanną i zaprzestania jedzenia mięsa...bo czy zjadłbyś własną matkę!?


W tym jakże oryginalnym miejscu czas się jakby zatrzymał. Wszędzie można spotkać ludzi tak niesamowitych, że musisz im po prostu zrobić zdjęcie. I w ten oto sposób uzyskałam na przykład tę fotografię (modelka nie czyniła problemów, była wręcz zaskakująco zachwycona faktem pozowania do zdjęcia)


Napotkać też można dość zaskakujące (chociaż jak dla kogo) widoki... (tym razem niepozowane - za to zdjęcie mogło mi się oberwać, ale wyszłam bez szwanku :P)


Żeby nie było, że Christiania to tylko dzielnica dla turystów i amatorów niecodziennej rozrywki - ludzie tu normalnie mieszkają! Tylko mają ciekawy wystrój wnętrz i ogrodów, co według mnie jest akurat bardzo urzekające:


Wieczorem znów odpoczynek przy gitarze i "Amelii" z duńskimi napisami. Ciężko zrozumieć, o co chodzi w tym filmie, jeśli się nie zna francuskiego i ogląda go po raz pierwszy, niekoniecznie nadążając za napisami :D

Poza tym ostatni tydzień przyniósł wiele niespodzianek. Na przykład...polski wieczór! Zorganizowałyśmy go razem z trzema innymi Polkami, które są tu na højskole, studiującymi na co dzień w Poznaniu. Były polskie flagi, kotlety schabowe z ziemniakami i mizerią, 4 godziny lepienia ruskich pierogów, mini-słowniczek języka polskiego (nie można tu pominąć konkurencji na najlepszą wymowę, która dostarczyła bólu brzucha ze śmiechu :D). Przygotowałyśmy też prezentację i quiz. Myślę, że dzięki temu Duńczycy mieli okazję lepiej nas poznać i dowiedzieć się nieco o kraju, do którego jadą...już jutro!

Tak, to zabawne, ale moja pierwsza w życiu wizyta w Krakowie odbędzie się podczas kulturoznawczej wycieczki z Danii. Najpierw bardzo aktywnie (rowery, wspinaczka górska itp.) zwiedzamy Czechy, a następnie spędzamy kilka dni w Krakowie. Wiedziałam o tym jakoś od marca, ale wtedy trochę mnie to bawiło. Teraz po prostu nie mogę się doczekać! Zwłaszcza kilku bardzo ważnych spotkań... ;) Nie myślałam, że będę tak tęsknić za Polską...jak widać nie jestem aż tak nieczuła, mam jeszcze jakieś patriotyczne odruchy :D

Na zajęciach z fotografii dostaliśmy za zadanie sfotografować kompletnie obcą osobę na ulicy, oczywiście nie na zasadzie zrobienia zdjęcia z zaskoczenia, ale mamy z tą osobą porozmawiać i spytać o możliwość zrobienia zdjęcia, co ja już uczyniłam w Christianii (jestem kozakiem, odrabiam pracę domową zanim mi ją zadadzą XD). Będzie bardzo ciekawe obserwować moich duńskich przyjaciół próbujących się dogadać z Polaczkami po angielsku (mam się śmiać czy płakać nad poziomem nauczania języka angielskiego w Polsce?).

Tak więc następna relacja dopiero za dłuższy czas. I jak zwykle proszę o pozostawienie jakiegoś śladu po sobie, bardzo lubię czytać Wasze komentarze, dodają motywacji do zabierania ze sobą wszędzie aparatu, kartek i mazaków, no i do pisania takich długich notek :D


5 komentarzy:

  1. Czytało się fajnie. Aż do tych "Polaczków". Jak widać wystarczy wyrwać się na chwilę z kraju żeby zacząć traktować rodaków z góry. No cóż, obawiam się że nie wystarczy trochę liznąć duńskiego żeby pozbyć się cebulactwa... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wydaje mi się, bym patrzyła z góry na Polaków, raczej na różnice w systemie nauczania angielskiego (wynikających także z odmiennej historii i braku takowych możliwości przez długi czas). Po prostu stwierdzam fakt. Choć przyznaję, że określenie "Polaczki" może mieć wydźwięk pejoratywny, niemniej jednak nie było to uderzenie w rodaków.

      Usuń
    2. Chcę wierzyć, że był to przypadkowy "kiks" a nie zamierzona obraza. Nie zapominaj jednak, że wystarczy nam jedna nacja, na wschód od Polski, która nazywa nas "polaczkami" i NIE ma to pozytywnego wydźwięku. Nie potrzebujemy dokładać sami sobie.
      I, proszę pokaż swoim znajomym Polskę od najlepszej strony.

      Usuń
  2. Jeej, Christiania! Marzę, by tam pojechać. Bardzo mi się Twoje notki podobają, czekam na kolejne. Ciepło pozdrawiam. To rzekła Pyra.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie sie czyta Twoje posty Marta, choc przydaloby sie wiecej i czesciej. Pozdrowienia z deszczowego Londynu i do zobaczenia soon. Pa.
    Ciotka Angela

    OdpowiedzUsuń